Jan Kanty Pytel – ksiądz, prof. dr hab., b. dziekan Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (1981-87 ). Biblista, współtwórca Brandstaetterologii w Polsce, prezes Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera ( 2002-2012 ). Książki: autor – 6, współautor- 13, redaktor- 10. Tłumacz, z greki na polski – 5 Ksiąg biblijnych. Recenzent 70 prac naukowych – do tytułu profesora, habilitacji, doktoratu. Jedna do tytułu doktora honoris causa (opat Tyniecki Augustyn Jankowski, benedyktyn, uczony światowej sławy). Kierownik 237 prac magisterskich ( nurt badań: literacki polski, niemiecki, francuski ), autor 270 artykułów naukowych i popularnonaukowych. Programy autorskie w TVP 3. Medale: KEN, Złoty Hipolit ( za pracę organiczną ), Optime merenti Archidioecesis Posnaniensis ( Wielce zasłużonemu dla Archidiecezji Poznańskiej) .
Urodzony 4 września 1928 r. w Budzyniu (Wielkopolska), absolwent Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, biblista, tłumacz „Listów Więziennych” apostoła Pawła i „Apokalipsy św. Jana apostoła”, członek Rady Naukowej Episkopatu Polski w latach 1985-1995.
Redaktor wielu wydawnictw. Istotne pośród niezliczonych: Ogólnopolska interdyscyplinarna sesja naukowa 20-22 października 1999 r.” (Szczecin 1999), „Nie zapomnimy. Świadkowie życia i czytelnicy o Romanie Brandstaetterze” (2002), „Z cienia niepamięci do światła: Wojciech Bąk, Kazimiera Iłłakowiczówna, Roman Brandstaetter (Poznań 2006), „Terebinty prozy poznańskiej. Roman Brandstaetter, Przemysław Bystrzycki, Eugeniusz Paukszta” (Poznań 2007), „Kiedy przebije się źródło, napiją się wszyscy. W 25 rocznicę odejścia Kazimiery Iłłakowiczówny” (Poznań 2008), „Roman Brandstaetter. Śpiewak Najświętszej Maryi Panny” (Poznań 2009), „Verbo Domini Servire. Opuscula Ioanni Cantio Pytel sepyuagenario dedicata” (Poznań 2000), „Inaczej. Jeszcze raz o księdzu”(Poznań 2010).
Jedna z najważniejszych książek dla ks.prof. Jana Kantego Pytla, które przyniosły mu satysfakcję i radość to książka „Świat cały rozgorzał i w ogniach stoi” – w tłumaczeniach ukazała się w USA, Japonii i Korei. W grudniu 2018, roku jubileuszu 90.urodzin ukaże się wolumen 650-stronicowy „Chodzę za tobą Chryste. Medytacje dla wszystkich na każdy dzień roku”.
Zarząd poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich
Redakcja czasopisma „Krajobrazy Kultury”
Artykuł pochodzi z Portalu Informacyjnego Poznańskiego Oddziału Związku Literatów Polskich: http://zlp-poznan.e-kei.pl/sylwetki-literatow/gratulacje-i-zyczenia-dla-jubilata-90-lat-ks-prof-jana-kantego-pytla-czlonka-poznanskiego-oddzialu-zlp/
Znałam Wielkiego Człowieka . . .
Księdza Profesora dr hab. Jana Kantego Pytla poznałam na Wydziale Papieskim UAM ponad dziesięć lat temu. Poza wykładami, w kuluarach uczelni otoczony studentami, dosłownie jaśniał pośród nich. Widziałam, z jakim ożywieniem z nim rozmawiali, jak go słuchali, by nie uronić ani słowa.
Wcześniej, zanim oddałam do druku książkę „A włosy im czesał biblijny wiatr”, właśnie on opatrzył ją krótką przedmową, o charakterze imprimatur, czyli oficjalnej aprobaty władz kościelnych. On też uznał, że napisane przeze mnie wiersze o kobietach Starego i Nowego Testamentu są zgodne co do treści z wykładnią tekstu natchnionego w duchu Kościoła. Poręczenie takie było wręcz nieodzowne w przypadku rozpowszechniania tekstów, powstałych w oparciu o lekturę Biblii.
Po kilku miesiącach internetowej korespondencji, Ksiądz Profesor złożył mi propozycję przystąpienia do Stowarzyszenia Twórczego im. Romana Brandstaettera, którego był wieloletnim prezesem. Poczytywałam to sobie za ogromny zaszczyt, ale i nobilitację, bowiem wówczas przynależność tę trzeba było co pewien czas przypieczętować napisaniem i wygłoszeniem referatu na wyznaczony przez Księdza Profesora temat, oczywiście związany z bogatą twórczością Brandstaettera. On też, wspólnie z Wydziałem Papieskim UAM organizował ogólnopolskie konferencje naukowe, podczas których członkowie STOWBRAN owe referaty wygłaszali. Jakże ogromną intuicją i znajomością predyspozycji danej osoby wykazywał się Ksiądz Profesor, zlecając nam do opracowania poszczególne zagadnienia. Przyznam, że z pewną obawą oczekiwałam określenia materii, z którą będę miała się zmierzyć. Niepotrzebnie, bowiem przyszło mi napisać referat w oparciu o obraz XVI wiecznego malarza niderlandzkiego Hieronima Boscha, zatytułowany „Wóz z sianem”, a ściślej o wiersz Romana Brandstaettera, temu dziełu poświęcony. Ksiądz Profesor skonstatował to później tak: – Pani Mario, wiedziałem, że jako plastyk po prostu sobie Pani z tym poradzi.
Był mentorem niezwykle skupionym i uważnym, zwróconym całym sobą ku temu, z kim rozmawiał. Potrafił słuchać, a słuchając, patrzył w serce. Przebywanie w jego obecności dawało poczucie błogiego spokoju, wewnętrznej radości ale i przekonania, że ma się do czynienia z mędrcem. Zaiste, wiedzę posiadał ogromną, z zakresu teologii, biblistyki, filozofii, retoryki, historii, literatury etc. Zdumiewająca była też jego pamięć i orientacja w różnych dziedzinach nauki, elokwencja i swoboda wypowiedzi. A przecież już wtedy był w podeszłym wieku. Kiedy ze względu na stan zdrowia i sędziwe lata ustąpił z funkcji prezesa Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera, zaczęliśmy spotykać się w studiu Radia EMAUS, podczas nagrywania cyklicznych programów literackich. Najpierw były to krótkie audycje na podstawie książki „A włosy im czesał biblijny wiatr”. Każda z nich, w łącznej liczbie 50 dotyczyła jednej bohaterki wiersza, a wiersz opatrzony był kontekstem biblijno-historycznym, omawianym przez Księdza Profesora. Jakże cenną pamiątkę stanowią dziś te nagrania.
Były też opracowywane kolejne nagrania z udziałem ks. Jana Kantego. Występował w nich jako autor nowego tłumaczenia z języka greckiego ostatniej z biblijnych ksiąg, czyli Apokalipsy Świętego Jana. Są dwie wersje owego tłumaczenia, dwa wydania: jedno skromne, o poręcznym formacie, drugie, wielkoformatowe w charakterze albumu, zawierające odpowiednio dobrane do tekstu ilustracje. Są nimi reprodukcje dzieł malarskich profesora Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Grzegorza Bednarskiego.
We wspomnianym cyklu radiowym Ksiądz Profesor przedstawił trzy nurty, występujące w Apokalipsie: historyczny, proroczy, eschatologiczny. Objaśniał też jej bogatą symbolikę, wizje, błogosławieństwa, świat zwierząt, triadę diaboliczną czy czterech jeźdźców Apokalipsy. Szczególne wrażenie wywarła na mnie audycja o pięknie języka, jakim napisana jest ta Księga.
Dla nas, towarzyszących Księdzu podczas nagrań w studiu, była to okazja do wysłuchania jego arcyciekawych wynurzeń, objaśnień, czy malowniczych komentarzy. Miało to charakter wykładów, przy czym wykładowca mówił „z głowy”, posiłkując się tylko krótkimi hasłami, odręcznie zapisanymi na kartce. Czasem zdarzało się jednak, że odpłynął za daleko w swych dywagacjach, wówczas wystarczyło naprowadzić go na jakiś szczegół, i wszystko wracało na właściwe tory.
W przerwach opowiadał o swoich pobytach ze studentami w Ziemi Świętej, nierzadko dorzucając jakąś anegdotę, czy żartobliwą dygresję. Po zakończonych nagraniach, zwykle jeszcze przez chwilę pozostawaliśmy w studiu; mogłam wtedy podzielić się z nim najgłębszą myślą, refleksją. Miał też dar podtrzymywania na duchu. Wystarczyło jedno jego słowo, jedno spojrzenie.
Nikomu nie narzucał swoich przekonań religijnych, za to pięknie i mądrze potrafił mówić o wierze w Boga.
Kiedy został przyjęty w poczet członków Poznańskiego Oddziału ZLP, chyba nie do końca potrafiliśmy docenić wielkość i charyzmę jego osoby. Zwykle zachowywał się bardzo skromnie, nigdy nie dawał odczuć posiadanego tytułu, czy stopnia naukowego. Potrafił też rozbawić towarzystwo, i co znamienne, nie stwarzał do siebie dystansu, choć mimo woli w jego obecności, człowiek jakby bardziej się miarkował. Był człowiekiem otwartym, życzliwym, po prostu dobrym. Obracał się w sferach wysoce intelektualnych i naukowych, ale chętnie uczestniczył też w spotkaniach poetyckich, np. w Poema Cafe. Pamiętam, jak kiedyś siedzieliśmy we dwoje przy stoliku. Zamówienia trzeba było składać samemu, nie czekając aż podejdzie do stolika obsługa kawiarni. Wówczas Ksiądz Profesor, jak prawdziwy dżentelmen, zaproponował mi kawę, sam poszedł ją zamówić, uiścił rachunek a potem zabawiał miłą rozmową, dopóki nie zaczął się program artystyczny.
W pamięci pozostał mi szczególnie jego głos i uśmiech. Głos niski, z gatunku „radiowych”, o ciepłej barwie, przykuwający uwagę, z charakterystycznym, nie do końca poprawnie wymawianym „r”. Natomiast uśmiech – ciepły i serdeczny, niemal chłopięcy, emanujący także ze spojrzenia, z całej jego osoby. Został mi po nim zapis mailowej wymiany zdań, dedykacja wpisana do książki, ale przede wszystkim głębokie przeświadczenie, że znałam Człowieka naprawdę Wielkiego.
Maria Magdalena Pocgaj
Artykuł pochodzi z Portalu Informacyjnego Poznańskiego Oddziału Związku Literatów Polskich: http://zlp-poznan.e-kei.pl/artykuly/znalam-wielkiego-czlowieka/
Relacja z uroczystości pogrzebowych Ks. Profesora Jana Kantego Pytla.
Dwa pożegniania ...
25.11.2019. Godzina 17.30. Kościół p.w. Św. Jana Kantego w Poznaniu.
Świątynia wypełniona ludźmi oddychała rytmem wypowiadanych zdrowasiek. Modlili się wszyscy, jak jedna wielka rodzina. Klęczałam obok pani profesor Dobrochny Jankowskiej ze Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera. Spotkałyśmy się na przystanku tramwajowym i razem przyszłyśmy na to miejsce, gdzie wobec zgromadzonego tłumu, już nie w ornacie u ołtarza, lecz w skromnej trumnie, udekorowanej jedną białą różą, „był jeszcze” z nami Ksiądz Profesor Jan Kanty Pytel. Rozejrzałam się dyskretnie – wszędzie skupione, poważne twarze duchownych, inteligencji, ludzi w podeszłym wieku, także biednych…Cały świat Księdza Profesora. Najwięcej jednak parafian, wszak to pożegnanie ich kapłana, od 50 lat związanego z kościołem przy ul. Grunwaldzkiej, celebransa porannych mszy świętych, spowiednika, kaznodziei, wyjaśniającego teksty biblijne, a wreszcie… przyjaciela.
Co znamienne, nad boleścią i żalem, dominował błogosławiony pokój serca oraz przeświadczenie, że Ksiądz Jan Kanty odchodził z tej ziemi w opinii człowieka świetlanego, godnego najwyższych zaszczytów w królestwie nieba. Podobnie żegnano przed laty (w tej samej parafii!) obecnie już Błogosławionego księdza Aleksandra Woźnego.
Odprawiający mszę świętą, biskup Zdzisław Fortuniak kazanie zakończył w sposób wręcz żartobliwy, mówiąc, że jeśli w niebie, jak powszechnie się mniema, każdy będzie robił to, co najbardziej lubi, to można założyć, że do trzech księży, którzy w ostatnim czasie przenieśli się do wieczności, właśnie dołączył czwarty do brydża. Nikt się tym nie obruszył, było to naturalne, jak naturalny i szczery był uśmiech Księdza Profesora.
Do Komunii Świętej przystąpili chyba wszyscy, którzy tu przybyli; anielski głos organistki wybrzmiewał wysoko, przetykając srebrnymi dźwiękami donośny śpiew wiernych.
Były i mowy pożegnalne, tylko dwie, ale jakże ciepłe i serdeczne. Jedną wygłosił wzruszony parafianin, drugą 93 – letnia członkini Ruchu Kultury Chrześcijańskiej Odrodzenie, nad którym opiekę duchową sprawował Ksiądz Jan Kanty.
Sama msza święta miała wydźwięk niepowtarzalny; jak podkreślił ksiądz biskup, uczestniczyliśmy w wielkim pożegnaniu, a zarazem tuż przed wielkim powitaniem. Nazajutrz bowiem do kościoła Świętego Jana Kantego miała przybyć peregrynująca po naszej diecezji kopia wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Nieomal minęła się z nią trumna, wynoszona z kościoła do specjalnego samochodu. Dla nas, wierzących, było to oczywiste: świątynię opuszczał umiłowany kapłan, ale przybywała do niej w sposób mistyczny, czczona w jasnogórskim obrazie - Ta, która przynosi wszelkie ukojenie i pociechę.
Wymownym znakiem były uniesione w górę ręce biskupa, błogosławiące wiernych, a zwłaszcza tego szczególnego pielgrzyma, udającego się najdalej spośród nas wszystkich…
Widziałam jeszcze inne dłonie, wyciągnięte w kierunku trumny i próbujące ją dotknąć, gdy ta chwiejąc się, podtrzymywana przez niosących, zbliżała się, jakby płynąc w powietrzu, do drzwi. Leżąca na niej biała róża świeciła jak lampka..
Tłum spontanicznie wyszedł z ławek, także i ja z panią profesor szybko znalazłyśmy się na zewnątrz, skąd samochód z trumną odjechał w listopadową ciemność. Obie miałyśmy to samo spostrzeżenie: to była radosna msza. Wracałyśmy rozpromienione, przekonane, że znajomość z tak zacnym i wielkim kapłanem, dopiero teraz zacznie owocować, krzepić ducha, a kto wie, jakie inne jeszcze wzbudzi dary...
26.11.2019. Godzina 11.00. Kościół p.w. Świętej Barbary w Budzyniu.
Przed kościołem parafialnym wozy policyjne, straż pożarna, porządkowi. W środku pełno ludzi, liczne poczty sztandarowe, młodzież szkolna.
Po obu stronach trumny, stojącej w pobliżu ołtarza, wartę honorową pełnili członkowie Bractwa Kurkowego, a mszy świętej przewodniczył arcybiskup Stanisław Gądecki. Z uwagą i głębokim przejęciem wysłuchaliśmy księdza wikarego, który zamiast kazania, przedstawił życiową drogę Księdza Profesora, człowieka, obdarzonego łaską życia w cieniu wielkich świętych Kościoła. Nie zmarnował ani okruszka tej łaski.
Podobnie jak w kościele poznańskim, i na tej Eucharystii panowało szczególne skupienie, rozmodlenie – w duchu wdzięczności za niezwykłego kapłana. Komunii Świętej, przyjmowanej bardzo licznie, towarzyszyło grane przez organistę wzruszające „Ave Maria”.
Były także słowa pożegnania, m.in. świadectwo o heroizmie cierpiącego Księdza Jana Kantego, wygłoszone przez lekarza, obecnego przy nim do samego końca. Przemówił młody człowiek w imieniu rodzinnej parafii Księdza Profesora, jego była studentka – w imieniu 230 magistrantów, Aleksandra Wyganowska ze Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera w Poznaniu. Janusz Tycner, lektor Katolickiego Radia Emaus, przeczytał wiersz Brandstaettera pt. „O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary”.
Po zakończonej mszy świętej, na środku ulicy zaczął formować się kondukt żałobny. Trumnę z kościoła wynieśli członkowie Bractwa Kurkowego i umieścili ją w otwartym samochodzie.
Kiedy kondukt ruszył, odnosiło się wrażenie, jakby w Budzyniu zamarł wszelki ruch. Na czele kroczył ministrant z krzyżem, za nim rozmaite delegacje, władze samorządowe, poczty sztandarowe, grupa młodych ludzi w zrekonstruowanych mundurach dawnego wojska polskiego, młodzież, Bractwo Kurkowe, liczni duchowni, rodzina zmarłego. Szło i nas troje, z Poznańskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, do którego należał także Ksiądz Profesor.
Szliśmy powoli, przy wtórze orkiestry strażackiej, grającej na przemian ze śpiewami wiernych. Miarowy stukot werbla, niski pułap chmur i snująca się mgła potęgowały nastrój późnojesiennej zadumy. Trasa liczyła około 2 km.
W końcu teren wiejskiego cmentarza zalała rzeka ludzi. Arcybiskup Stanisław Gądecki dopełnił stosownych obrzędów, po czym zaintonował dziesiątkę różańca świętego z Tajemnicy Zmartwychwstania Chrystusa oraz Anioł Pański. Zgodnie z dawną tradycją rozległy się wystrzały, oddające zmarłemu hołd, a wieńce, wiązanki i pojedyncze kwiaty przykryły miejsce spoczynku Księdza Profesora.
Potem czekał nas jeszcze poczęstunek, przygotowany na 200 osób w restauracji miejscowego hotelu. Na eksponowanym miejscu leżała księga pamiątkowa, do której wpisywali się goście. Obok księgi, na postumencie, przybranym białym tiulem, widniała duża fotografia Księdza Jana Kantego, obok mniejsza, z czasów młodości. Po sali rozeszły się głosy, że Ksiądz Profesor sam nas podejmuje. Zaiste, jego charakterystyczny uśmiech przez cały czas towarzyszył nam, siedzącym przy długich, biało nakrytych stołach, a jednocześnie żegnał każdego, kto z sali wychodził.
Nasz wpis do księgi był zapewnieniem, że na zawsze zachowamy w pamięci wszelkie spotkania, kontakty oraz jakże szlachetne oddziaływanie Osoby Księdza Profesora. Słowo, jakie zostawił w książkach, będzie zaczynem do prowadzenia dobrych i głębokich rozmów.
Oto dwa pożegnania, dwa zbiorowe świadectwa mówiące o tym, jak wiele może znaczyć jeden człowiek, pokorny i skromny, a prawdziwie mądry i wielki.
Maria Magdalena Pocgaj